piątek, 8 lutego 2013

15 stycznia 2013 - dzień w którym świat był mały.
Od stojącego na kotwicy szwedzkiego Laurin Kostera 32 odbija ponton. Cześć! Jestem Karol. Pierwszy człowiek po drugiej stronie oceanu wita mnie nienaganną polszczyzną.  Rodzice Karola pochodzą z Polski. Dwie młode rodziny, każda z dwojgiem małych dzieci, żeglują wspólnie na dwóch jachtach. W lecie wypłynęli ze Szwecji. Będą jeszcze tutaj stali. Umawiamy się, że zgłoszę wejście w Fort de France i wrócę do Małej Zatoki.


 Odpływam. Wiem już, że Szymon przypłynął prawie dobę przede mną. Za cyplem otwiera się Grande Anse de Arlet. Jest tylko trochę większa. Pod brzegiem piaszczyste dno trzyma kotwice może dwudziestu jachtów. Jeden, liczący około dziewięćdziesiąt metrów oldtimer, stoi w wejściu do zatoki.
 Sylwetka coraz bardziej widoczna od burty. Znam ten jacht. Z dużego rzutu bocznego wiszącego na ścianie u Andrzeja, żeglującego zdecydowanie mniejszą Pasją 850. Nahlin. Nitowana angielska konstrukcja odrestaurowana kilka lat temu w Rendsburgu i Hamburgu. Prace kadłubowe zgodnie z oryginalną, już niemal zapomnianą  technologią wykonywali polscy specjaliści. Kolega Janek podrzucił ze stoczni stare narzędzia. Również ja miałem w tym wydarzeniu mikroudział przygotowując na podstawie starej literatury "ściągę" z technologii. Kibicowałem Andrzejowi i całej odbudowie mając nadzieję, że kiedyś podobny los spotka Dar Pomorza. Teraz jeszcze ma to kto zrobić. Andrzej przez kilka lat, do końca prac, kierował wymianą i kształtowaniem blach oraz ich nitowaniem. To nie był zwykły remont. Jacht miał całkowicie zachować wartość historyczną i wierność oryginalnemu projektowi. Trzeba było jak najwięcej uratować i jak najmniej wymienić. To na pokładzie Nahlina król Edwardowi VIII spotykał się z Wallis Simpson. Kobietą dla której oddał królestwo. W roku 1937 jednostkę kupił król Rumunii Karol II.  Na tym jachcie Karol II przyjmował ministra Becka.

Nie wyglądam jak minister. Nie podpływam Skwarkiem do burty. Robię kilka fotek dla Andrzeja.
Następna to już Zatoka Fort de France.







 Staję na kotwicowisku przy samym centrum stolicy. Zdecydowanie jestem zwolennikiem sztywnych bączków. Jak widać w mniejszości. Na Skwarka mogłem zabrać z Polski tylko ponton plażowy. Wystarczył. Mam dwadzieścia cztery godziny na zgłoszenie wejścia. Po kilku godzinach odsyłania mnie po całym mieście mam serdecznie dość biurokratów. Tysiące życzliwych ale skrajnie niekompetentnych ludzi, którzy sami nie wiedzą po co zostali zatrudnieni. Po kilku godzinach nie mam siły dalej szukać. Może już jest zbyt późno. Wracam na jacht. Jutro zacznę od rana.


 Fort de France z jachtu.


1 komentarz:

  1. Trochę przykro, że opowiadanie zmierza już do końca. Dalej nie mogę wyjść z podziwu, jeszcze raz gratulację!

    ps. zdjęcie z pontonem świetne!! :)

    OdpowiedzUsuń