środa, 12 grudnia 2012

12.12.2012 Radazul - Tenerife
START DO DRUGIEGO ETAPU 21.00 UTC
12.12.2012
Fonetycznie La Kukaracza. Karaluch. Przeszly po cumach. Zagazowalem wnetrze Skwarka. Kupilem zel Bayera contra cucarachas za 20 euro. W portach nie nalezy stac zbyt dlugo. Szymon wrocil z Santa Cruz z paczka. Czas startowac dzisiaj. Na pewno nie 13 grudnia i nie z karaluchami. Koszulka, szorty,  w portowym barze lokalne piwo daje sie przelknac. Jest zasieg. Odsniezylbym podjazd i napalil w kominku.  Samotne zeglowanie jest bardzo egoistyczne wiec do mety.
Szczesliwych snieznych Swiat i ciekawych prezentow.
 Na nabrzezu Westerly ratowany po nadjedzeniu przez osmoze.
 Zewnetrzna warstwa grubego zelkotu oskrobana. To co zostalo, na wiekszosci powierzchni ma strukture pumeksu.
 Ciecie kutra rybackiego o typowym dla Kanarow kadlubie z bardzo pelna linia pokladu i silnie rozchylonymi  wregami dziobu i rufy.
 Konstrukcja rownie mocna jak lodzi norweskich.
 Tak wyglada na naprawde slonych wodach profil aluminiowego masztu do ktorego przykrecono nierdzewne okucia bez przekladki.
 A moje burty pomalowane IIIb nadal brudza.
 

piątek, 7 grudnia 2012

Piatek 07.12.12
Stoimy w marinie Radazul. Baza firmy czarterowej. Pracujacy w Alboranie Rafal wprowadzil nas pontonem na miejsce. Nieczesto rozmawiam z kims znajacym sie tak dobrze na jachtach. Doskonale krytyczne spojzenie, zupelnie niezalezne od wypracowanych promocjami opinii. Start do drugiego etapu 10 grudnia. Czekamy jednak na paczke z soczewkami kontaktowymi dla Szymona. Dowiedzialem sie, ze idzie do mnie przesylka z telefonem satelitarnym. Przykro mi ale nie zostanie aktywowany i uruchomiony. Sam ustalilem takie zasady wiec jestem ostatnim ktory moglby je lamac. Jako jedyny rywal moglem zgodzic sie by Szymon uzywal telefonu w  pierwszym etapie. Promocja pomoze mu w realizacji dalszych zeglarskich planow. Uzgodnilismy, ze nie bedzie otrzymywal informacji pogodowych ani jakichkolwiek innych mogacych wplynac na wynik regat. Teraz`telefon jest zepsuty wiec obaj scigamy sie bez kontaktu z ladem.
Radazul to zespol budynkow - rezydencji polozonych na wykutych w skale tarasach. Zatoka, port jachtowy, czarny piasek plazy i wysokie budynki przy pionowych zrebach skal. Nad nimi strome drogi i nastepne zabudowane poziomy. Smialosc i fantazja architektow niedoscigniona na polnocy. Czerwone swiatlo. Obok samochod policyjny. Nikt nie jedzie. Wszyscy przechodza, policja nie reaguje . To norma. Prawo to ostatecznosc w sytuacjach konfliktowych. Kultura w ktorej ludzie nie daja sie tresowac... Zyczliwosc i zdrowy rozsadek .Drogi bez`radarow. Sprobuje wrzucic zdjecia .







wtorek, 4 grudnia 2012

Wtorek
Wczoraj wyszla Katana 42. Ta gorsza od Moxi.. Rano odplyneli mlodzi francuzi na mini. Wszyscy przez Wyspy Zielonego Przyladka. Dzisiaj Szymon wyplywa do polozonej 5 mil na polodnie mariny. Tam dobowy postoj Setki ma kosztowac 5,40 E. Jutro plyne za nim. Tu, w Marina Atlantica placimy po 19 E za dobe. Od weekendu brak cieplej wody. Nie zrobimy na scianie kei kultowego wpisu. Santa Cruz pikne. Swietna architektura. Perfekcyjna infrastruktura. Ludzie sympatyczni, zyczliwi i bardzo wyluzowani. Robie Szymonowi sesje zdjeciowa Malej Mi z Energa. To na zyczenie Brozki oraz rzeczniczki Gutka! Czyzbysmy dalej mieli scigac sie we trzech, bedziemy zaszczyceni, a Energe czeka obciecie do 5m? Jestesmy gotowi wyjatkowo uznac ja za Setke :)









niedziela, 2 grudnia 2012

Splukalem sol pod prysznicem. Gigantyczna przyjemnosc. Skwarek stoi w Marina Atlantica obok Malej. Na przeciwko dwoch francozow na minitransat (6,50m). Plyna dookola. Anglik ze stojacej obok Katany 42 pokazuje zdjecia swojego najbardziej ulubionego jachtu. Moxie. Lodka ma sie swietnie i tak wyglada. Razem z Philem Weldem przyprowadzil jacht po OSTAR 80.  W rogu mariny stoi Energa. Do kafejki trafilem niespodziewanie. Sa tu czytniki kart. Wroce jutro z zapiskami, uzupelnie wiadomosc i wrzuce troche zdjec. Probuje napisac cos o rejsie. Trudno wybrac to najwazniejsze. Wrazenia sa jeszcze zbyt swieze.
Poniedzialek 19 listopada. Start.
Leciutki wiaterek z polnocy.
szafka nawigacyjna

 Plyne powolutku, do 3 wezlow, za to prosto na Teneryfe. Cos sapie za burta. Delfiny bawia sie wokol Skwarka. Slonce zachodzi o 19. Zblizam sie do pierwszej ruty statkow omijajacej Cabo de Sao Vincente. Proboje przeskoczyc ja na resztkach wiatru. Flauta. Z lewego trawersu widze kolejna choinke swiatel. Dwa biale, czerwone i zielone. Zawracam i w wariackim tempie wiosluje pagajem. Dryfuje pol mili od ruty. Na polnoc kilka statkow rybackich i latarnia Swietego Wincenta. Siedze, leze, polleze w kokpicie. Podpieram palcami powieki. Byle nie zasnac i na czas zlapac pagaj.
Wtorek 20 listopada.
Rano przychodzi wiaterek. W nos. Nie marudz. Jest pieknie. Grot i fok w gore. Ostry bejdewind. Szybka jazda po biegnacych z polnocy, jeszcze czterometrowych falach jakie pozostawil ostatni niz. Rozdmuchuje sie. Pierwszy ref. Na stary rozkolys naklada sie poludniowa fala. Morze bardzo nierowne. Lecimy 6 wezlow. Przy tej fali wielkiego postepu nie bedzie. Drugi ref. Nadchodzi noc. Wiatr rosnie. Fok w dol. Fok sztormowy w gore. Duje, pizga, fuka. Na malutkiej Setce wstrzasy sa zupelnie wariackie. Grot w dol, o polnocy, na tanczacym Skwarku.
Sroda 21 listopada.
 O 0400 dmucha juz za duzo na zeglowanie bedewindem pod sztormowym fokiem. Stajemy na "spadochronowej" dryfkotwie zaimprowizowanej z zapasowego grota. Dziala. Jest duzy reflektor radarowy i oswietlenie. Maszt i statecznik samosteru pomalowane farba odblaskowa. Na dziobie, zmarlowany do relingu pomaranczowy fok sztormowy. Stoimy poza ruta. Zamykam zejsciowke. Klade sie na podlodze. Organizm strajkuje. Teskni do  fotela. Od ponad doby nie moge polkac jedzenia ani picia. Czy nie zbyt pozno realizuje stare plany? Podrzemuje. Co pol godziny wystawiam glowe na zewnatrz. Lina dryfkotwy patrzy 40 stopni na prawo od dziobu. Jestesmy ok. 60 mil na poludnie od Przyladka Swietego Wincentego. 0650. Wystawiam glowe na zewnatrz. Z rufy czysto. Na przeciwko dziobu Skwarka, 200 do 300 metrow, wielki dziob statku. Ulamek sekundy nadziei, ze proboja mnie ratowac. Ida prosto na mnie. Dziob w dziob. Wyskakuje, odwiazuje ster. Stawiam foka. Koniec. Teraz bedzie mnie powoli zabijal. Roztrzaska, wciagnie pod dno, przemieli sruba. Fala dziobowa. Trzask. Tepy walcowy dziob wali w dziobnice Skwarka. Top masztu uderza w spodniczke nawisu. Setka leci odrzucona w przechyl masztem do wody na prawa burte. Nie bylo czasu na wpinanie. Wyrzuca mnie za prawa borte.
Trzymam sie prawoburtowego relingu na wysokosci want. Nie zarejestrowalem jak to sie stalo. Poltora metra od lewej burty Skwarka przesuwa sie burta statku. Maszt stoi. Kadlub caly, normalnie wysoko stoi na wodzie. Skwarek doplyniesz wszedzie. Znika wczorajsza chandra. Wiszac na relingu, z tylkiem w oceanie przyjmuje gigantycznego kopa optymizmu. Poklad jest metr nad woda. Podobno czlowiek nie potrafi wydrapac sie z wody na taka wysokosc. Potrafi blyskawicznie. Rzut na handreling burtowy, potem srodkowy. Stoje na pokladzie. Wanty i sztag napiete. Kokpit suchy nad woda. We wnetrzu prawie wszystko na prawej burcie. Zeza sucha. Zbliza sie rufa. Napieta lina dryfkotwy. Nie zostaniemy wciagnieci pod nawis. Mala pawez, zaokraglone burty przechodzace dolem w trojkat.
PINE
MAJURO
Brak bandery. Ciemny mostek. Nikt nie wychodzi. Tak bardzo brak czegos silniejszego niz rakiety sygnalowe. Walnac w mostek i obudzic matola. Sosenka znika. Sprawdzam straty. Slad na dziobnicy. Kadlub bez uszkodzen. Takielunek rowniez. Niemaly profil (tzw, Kety 115) nawet sie nie skrzywil.Faly chodza. Zejsciowka byla otwarta. Materace mokre. Prawie wszystkie ubrania lezaly blisko zejsciowki. Sa przemoczone. I to prawie cala woda w jachcie. Z zakamarkow i z dna gabka wybieram jeszcze okolo jeden litr. Pod podloga jajecznica z 50 jaj. Zniknelo biale swiatlo, mam rezerwowe. Niestety wyplynalem bez  prezentu, czolowki Petzla. Widac Neptunowi wystarczyl taki rarytas. Dostal jeszcze troszke rumu.
Stawiam foka sztormowego. Cztery wezly w dobra strone. Marnuje warun. Moglbym dostawic troche grota ale w tej chwili zupelnie przestalo mi zalezec na predkosci. Rozkoszuje sie spokojna jazda, sterowaniem, falami, widokiem morza. Dogaduje sie z samosterem. Wodzu, gdy sie go dobrze ustawi, jest posluszny i radzi sobie z utrzymaniem kursu. Trzeba mu pomoc gdy zbyt duza fala wybije Skwarka z kursu o ponad 15 stopni.
Zmywaja podloge. dokoncze jutro.
Pani w kafejce wita nas usmiechem. Na Szymona komputerze zdjecie i dane PINE. Plynal do Turcji. Stoi w Iskenderun. 200 metrowy 40-tysiecznik zarejestrowany na Wyspach Marschala. Klasyczny, nie walcowy, dziob o umiarkowanym pochyleniu. To co po ciemku wzialem za krawedz rozchylenia walcowego dziobu to kanciaste poszerzenia pokladu. Skwarek musial je minac gdy byl odrzucony na burte masztem w dol. Trudno zaakceptowac tyle szczescia.


Wieczorem wiatr powoli slabnie. Dostawiam grot. Po godzinie zmieniam foka sztormowego na marszowego.    Skwarek sunie 5 wezlow prosto ku Kanarom. Po zmroku, kilka mil z lewej burty, pojawiaja sie trzy silnie oswietlone statki. Plyna powoli, rownolegle do mojego kursu. Przed polnoca jeden zmienia kurs na kolizyjny. Odpadam by go przepuscic. Znow sie zbliza. Zdecydowanie celuje w Skwarka. Seria unikow nie pomaga. Sa bardzo blisko. Zielone, czerwone i masa innych swiatel nie do zidentyfikowania. To ostatni zestaw jaki chcialbym dzisiaj widziec. Podplywaja bardzo blisko i oswietlaja Skwarka. Maszyny wstecz. wracaja na poprzedni kurs. Mam sucho w gardle. Dochodzi 2400. To byly moje imieniny.
Czwartek, 22 listopada.
Cala noc trzy jednostki plyna powolutku rownolegle do mnie. Rano obserwuje pierwszego w konwoju. Silnie oswietlony. Z daleka  bralem go za wycieczkowiec. Jest blizej. Dlugi poklad startowy ponad krotszym kadlubem. Nie upewnilem sie czy to lotniskowiec. O swicie trzy okrety zwiekszyly obroty i szybko zniknely za choryzontem. Mam bardzo prosta taktyke. Przyjalem, ze nietypowe dla tej pory roku i szerokosci silne nize beda sie formowaly kolo Madery. Wiec szybko na polodnie, blizej Afryki. Wydaje sie , ze to dobry pomysl. Robi sie cieplej, maleja fale. Tylko slabiutki wiatr z rufy nie pozwala przekroczyc 2 wezlow. Plaza. Puste morze. Nad glowa prowadza mnie smugi kondensacyjne samolotow lecacych z Madrytu na Kanary. Wiatr dalej slabnie. Stawiam dwa foki na bomach. Skwarek pieknie trzyma kurs i pedzi 0,5w, 0,6w. Pozwalam sobie na 15 minutowe zamkniecie oczu i plytki sen. Glowa nad poklad. Sprawdzenie choryzontu i znow 15 minut polsnu. Tak kilka godzin co noc.
Czwartek,23 listopada. 
Leciutki polwiatr od Afryki. Chwilami robimy nawet 3 wezly. Od wieczora flauta. Delfiny nurkuja i skacza wokol jachtu. 
Piatek 24 listopada.
O 10 przychodzi 2B z SW. Prosto od Teneryfy, Suniemy bejdewindem po gladziutkim oceanie. Mam pare prowadzacych delfinow.
Niedziela 25 listopada.
Wiatr  rosnie. Wieczorem plyniemy juz pod samym fokiem sztormowym. glebokie przechyly. Sztorm.

Poniedzialek 26 listopada.
Wiatr dalej rosnie i w ciagu nocy przechodzi na NE. Fale coraz wieksze. Nie moge zostawic steru. 
0600. Okolo 100 metrowy serwisowiec, nadbudowka na dziobie, potezny dzwig na srodku pokladu rufowego, staje mile przede mna burta prostopadle do naszego kursu. Wyraznie czekaja by udzielic mi pomocy. Robia bardzo wiele i wiecej niz mysla. Odbudowuja moja wiare w morskie tradycje odpowiedzialnosci za siebie i innych na morzu. Musieli widziec mnie z daleka na radarze, wiec wielki reflektor ktory przyczepilem do lewej wanty naprawde dziala. Jeszcze jedna mysl. Jezeli chca mi pomoc to ten sztorm sie nie konczy tylko rozbudowuje.Zmieniam kurs i macham reka zalodze choc tego nie moga widziec.
Wtorek 27 listopada, do mety.
Fale wysokie na ponad 5 metrow i bardzo strome. Zegluje pod fragmentem powiazanego foka sztormowego, z linami z rufy. Prosto ku Kanarom ze sredna predkoscia prawie 2 wezly. Podczas slizgow z fal predkosc przekracza 8 wezlow. O 0700 Dokladna powtorka z wczoraj. Duzy masowiec staje mile przede mna burta prostopadle do naszego kursu. Oni tez czekaja by udzielic mi pomocy. Panowie jestescie wielcy. Nie tylko oni. Najblizszej nocy, w odleglosci jednej mili, statek utrzymuje moja predkosc i rownolegly kurs. Jak silny jest ten niz? Wialo 8 do 10B. Fale przekraczaly 6 metrow. Od zderzenianie nie mam suchych ubran. Materace tez mokrusienkie. Jestem zmeczony i bardzo niewyspany. Przeszlo na N. Odpuscilo dopiero w czwartek, 6 czasami 5B, na to przchodza gwaltowne szkwaly . Stawiam foka sztormowego i podwojnie zarefowanego grota. Fale nadal wysokie. Dziob lekko uderza o wode. Pach, pach i ssslizg. Lecimy do 14 wezlow. Gdy mocniej fuka chowam giepsa. Nie zmierze maksymalnej. Gdy, skosnie do fali, wpadamy w slizgu na wlasnie gasnacy za wierzcholkiem spieniony grzbiet, pedzaca lodka dostaje jeszcze silnego przyspieszenia. To pewnie efekt napowietrzenia dna i spadku oporow tarcia. Nie dziala na starych platach piany. Zabawa jest fantastyczna. Wyglada lepiej niz na filamach z VOR. Ped wsrod piany, potezne szpryce nad pokladem. Slonce. Postanawiam nie zchodzic w nocy z pokladu tylko gnac (KK 240) ku Teneryfie. Nie wytrzymalem. O piatej rano wszedlem do kabiny po Grzeska, tego w czekoladzie. Godzine pozniej obudzil mnie wlasny krzyk. Jak sterujesz! i po co tak tupiesz po pokladzie. Z duzym trudem wracam do formy. Jest jazda. Moze dzisiaj, w piatek, zobacze Teneryfe. Nie udalo sie. Jeszcze jedna noc za sterem. Nie cala. Gdy zamiast fal widze sciane domu zrzucam zagle i zamykam sie w kabinie. Spie a raczej momentalnie wpadam w nieswiadomosc. Dwie godziny na podlodze. Dalej do przodu. Bejdewind pod fokiem sztormowym. W sobotnie poludnie gory wyrastaja z morza. Teneryfa. Wiatr i fale znowu rosna. Pod sama wyspa zabieram sie na slizg na burcie w dol 5¬6 metrowej fali z masztem w poziomie. To juz nie robi wrazenia. 1840 kotwica w Las Teresitas. Nie, nikogo wkolo, nie mam pewnosci czy stoje bezpiecznie. Jednak stane u rybakow. O 1930 telefonuje do Slawki by zglosic przejscie mety. Dzwonie do Szymona. przyplynal rano. Wszystko OK. 

Stoi w Marina Atlantica i jest tam prysznic. Zostawiam basen rybacki. Do polnocy w deszczu halsuje pod przeciwny prad by wejsc do mariny. Cumuje i zasypiam. Nie mam sily na prysznic.


 To juz wszystko. 40 tysiecznik dostal w dziob.
 Teraz ide pod prysznic!
 Szczesliwy zwyciezca pierwszego etapu. GRATULACJE!






sobota, 17 listopada 2012

17.11.2012
Pod podlaga Skwarka.


 Gdy wczoraj konczylem pisac wiadomosc, w telewizorze na przeciwnej scianie kafejki pokazywano zniszczenia ktore spowodowal przechodzacy nad nami niz. Poprzewracane samochody, zdemolowane budynki. Wiatr okreslany byl jako tornado. Jeszcze jeden niestatystyczny kaprys klimatu. Nieprzespana noc na tanczacym jachcie.

  Rano do Sagres wszedl ok. 14 metrowy katamaran konstrukcji Wharrama z polamanymi masztami. Dzisiaj w poludnie centrum nizu przechodzilo nieco na polnoc od nas. Wiatr znowu wzmoze sie w nocy i jutro do poludnia. Planujemy start jutro z popoludniowym odplywem. Przez poltorej doby przynajmniej kierunek wiatru bedzie sprzyjajacy.

piątek, 16 listopada 2012

16.11.2012
Stoimy w Sagres i czekamy juz tylko na warunki do wyplyniecia. Skok plywu ok. 3 metry. Duje, wala pioruny, leje, fala poteznie rzuca lodkami. Dwie godziny temu stateczek rybacki zerwal boje. Pomimo bardzo ryzykownej akcji drugiego, nie udalo sie go zlapac przed przybojem. Lezy teraz na skalach rozbijany przez fale. Statystyczne powinnismy miec niezbyt silne wiatry sprzyjajace zeglowaniu na Kanary. Tymczasem niz za nizem. Drugi sztorm w ciagu tygodnia. Wczorajsze prognozy dawaly szanse na start w sobote, dzisiejsze juz na niedziele.
Podroz ladowa, etap ktorego obawialismy sie, poszedl zgodnie z optymistyczna wersja przewidywan a dla Malej i Skwarka, bez komplikacji. Przejechalismy z Milowa 3570 km w czasie trzech dob. W Niemczech, Belgii i Francji stacje z lpg sa wystarczajaco czeste by natankowac gdy trzeba. Hiszpanie, najlepsze drogi w Europie i Portugalie przejechalismy na benzynie. Koszt paliwa w jedna strone 350 euro. Podjazdy bez klopotow.
Start planowany na jutro(sobota) ok 14.00.
Od rana zrzucamu Lilu z przyczepy, taklujemy i przygotowujemy do monazu balastu. Wiatr coraz silniejszy. Wysokie fale wchodza na slip. Gdy mamy przykrecac kil Marcin zmienia decyzje. Wycofuje sie z regat. Do drugiej w nocy, w wodzie po pas, wciagamy z powotem Lilu na przyczepe. Operacja udana.

środa, 14 listopada 2012

Marcin Klimczak dojechał!!! Jutro wodowanie. (SM)
Krzysiek i Szymon wrócili z autem  i fotkami z Sagres:
W czwartek rano obok Skwarka stanela Lilla My. Oba zabytki japonskiej motoryzacji spisaly sie doskonale.
Falochron w Sagres.

Wodowanie. Pod dnem Skwarka przyjechal arkusz sklejki przeciety wzdluz na dwie czesci. Na jeden plat Setka zostala zsunieta z przyczepy. Nastepnie otaklowanai polozona na burcie na drugim placie za fal foka. Do przechylonego kadluba przykrecilismy kil i przy wysokiej wodzie, po sklejkach, zsunelismy kadlub do wody.
Widok na port.

Sagres jest doskonale osloniete przez nature. Wystarczylo dobudowanie krotkiego falochronu.

Cabo de Sao Vincente.

Wodujemy Lilla My


poniedziałek, 12 listopada 2012

"Lilla My" już na wodzie. 
Marcin Klimczak nadaje dalej z okolic Bordeaux...(?)
Sztorm trwa.  (SM)

niedziela, 11 listopada 2012

"Skwarek" od czwartku na wodzie. Sztorm opóźnia wodowanie "Lilla My". Marcin, po awarii przyczepy, właśnie przekracza granicę francusko-hiszpańską. Start przesunięty do czasu aż Marcin się przygotuje, a sztorm skończy. (SM)

środa, 7 listopada 2012

sobota, 3 listopada 2012

03.11.2012
Jutro Lilla My i Skwarek ruszają do Portugalii. Jedziemy razem, dwoma samochodami. Marcin startuje za trzy dni.


 Wielkie dzięki
Marianowi za pomoc przygotowaniach, Krzysztofowi i Szymonowi którzy wrócą samochodem do Polski, panu doktorowi Maurycemu Jakubcowi za doskonale przemyślaną apteczkę i dodatki, Tomkowi którego lokalizator ratunkowy gps mam nadzieję jedynie przewieźć przez ocean.


 To jest " LILU 2012". Marcin Klimczak zmienił pokład swojej Setki doprowadzajac nadbudówkę do samej dziobnicy.
 Setka Władysława Wisza. Zabrakło trochę czasu.
 Sierpień. Absolutnie niezwykłym Ragtimem Stefana Eknera wypływamy na spotkanie Szymona kończącego Regaty Poloneza.
Reling Skwarka
Na lekkiej łódce reling nie może być zbyt ciężki. Podstawą bezpieczeństwa są handrelingi i szelki oraz mocne punkty do ich wpięcia. Typowy, na naszych jeziorach, reling wraz z koszami waży ok. 40 kg. Gdyby go zamocować na Setce to było by to tak jakby ująć 25% balastu.
 Na Skwarku zastosowałem aluminiowe wsporniki odsadzające 4mm linkę relingu.
Wykorzystałem fragmenty wyjątkowo mocnego plecakowego stelaża.